październik 1998

Polski Internet

Era informacyjnego barbarzyństwa

(głos zawodowego szperacza)

Paweł Wimmer

Internet jest nie tylko szybkim i wygodnym narzędziem komunikacyjnym czy źródłem rozrywki. Jedną z najważniejszych jego funkcji jest dostarczanie obszernej i stale aktualizowanej informacji. Z tego punktu widzenia Sieć można traktować jak naturalne przedłużenie twardego dysku w komputerze, zwielokrotniające niepomiernie jego zasoby. Kilka lat rozwoju technicznego wystarczy, aby koszt i szybkość uzyskania informacji z Internetu przestały być przeszkodą w efektywnym jej wykorzystywaniu.

Jednym z najpoważniejszych zadań, które czekają w najbliższych latach środowiska informatyków, uczonych, dziennikarzy, twórców kultury - jednym słowem, nowocześnie myślącą polską inteligencję - jest budowanie szeroko rozumianego społeczeństwa informacyjnego. Za jeden z najistotniejszych jego aspektów należy uznać udostępnianie informacji o charakterze (nazwijmy to umownie) kompendialnym, przy czym pod tym pojęciem rozumiem doraźnie wszelkie materiały encyklopedyczne, kompendialne czy słownikowe, a także uporządkowane opracowania - nie są w tym miejscu istotne precyzyjne ich definicje i wyraźne rozgraniczenie zakresów.

Kilka lat rozwoju polskiego Internetu, przede wszystkim World Wide Web, ukazuje wyraźnie, że poza nielicznymi wyjątkami brakuje systematycznych i zakrojonych na szeroką skalę działań grup ludzi, wspartych niezbędnym minimum środków finansowych i technicznych. W chwili obecnej polska Sieć dysponuje w zasadzie tylko jednym, powszechnie dostępnym źródłem wiedzy, które z powodzeniem konkuruje z najlepszymi tego rodzaju materiałami na świecie - mam tu na myśli WIEM, czyli Wielką Internetową Encyklopedię Multimedialną (http://www.encyklopedia.pl), której twórca, Wydawnictwo Fogra, nie obawiało się konkurowania z samym sobą - faktycznie, wystawienie tego monumentalnego dzieła w Internecie nie spowodowało osłabienia sprzedaży wersji encyklopedii na dysku kompaktowym.

Notujemy w tej chwili dość liczne próby utworzenia baz wiedzy, różnego rodzaju słowników i leksykonów, które mają jednak na ogół charakter wyraźnie amatorski. Ich autorzy są entuzjastami, którzy instynktownie, a niekiedy nawet w pełni świadomie, rozumieją potrzebę upowszechniania usystematyzowanej informacji. Próby te sprowadzają się do napisania kilkudziesięciu czy kilkuset haseł (w przypadku dwujęzycznych słowników, nawet kilku tysięcy), które pokrywają jakiś wycinek rzeczywistości, choć zazwyczaj nie sposób tu mówić o wyczerpaniu tematu. Z prób tych wyziera jednak w oczywisty sposób brak dostatecznych kwalifikacji merytorycznych i leksykograficznych, które gwarantowałyby rzetelność zaprezentowanych informacji. W wielu wypadkach motywacją dla takiej pracy jest chęć zabłyśnięcia, a gdy początkowy entuzjazm minie, wystawione dzieło zaczyna się pokrywać kurzem.

Z punktu widzenia informacyjnej roli Internetu, największą bolączką jest nieobecność w nim polskiej nauki. Środowiska naukowe należą do największych beneficjantów Sieci, ale praktyka pokazuje, że nader niechętnie biorą one udział w tworzeniu jej zasobów w roli "content providera" - podkreślam tu wyraźnie treść, gdyż szerokich rzesz użytkowników nie obchodzi techniczna infrastruktura Internetu. Jest rzeczą nienormalną, że próba odszukania stron zawierających terminy z jakiejś dziedziny wiedzy kończy się znalezieniem zaledwie kilkunastu czy kilkudziesięciu dokumentów (!), gdy sieciowe wyszukiwarki indeksują już ponad 1,6 mln polskich stron - pro domo sua: przypadłość ta nie ominęła także hasła "społeczeństwo informacyjne". Świat nauki mówi już o społeczeństwie informacyjnym, chętnie rozpatruje jego teoretyczne aspekty, ale w minimalnym stopniu przyczynia się do wypełniania treścią podstawowego medium, jakim jest światowa sieć. Brakuje w Internecie powszechnie dostępnych prac naukowych i opracowań o charakterze popularnonaukowym. Choć szczupłość środków finansowych nie pozwala publikować drukiem więcej niż 200-500 egzemplarzy prac habilitacyjnych (doktorskich w ogóle się nie drukuje), nie sposób ich znaleźć w Sieci, choć jest ona znakomitym medium upowszechniania osiągnięć naukowych. Nie można w niej również znaleźć pełnych tekstów artykułów w periodykach naukowych, choć ukazują się dziesiątki i setki uczelnianych wydawnictw, a czasopisma takie są wręcz idealnym budulcem informacyjnych zasobów Internetu. Jest to tym bardziej dziwne, że pisma te nie utrzymują się na ogół ze sprzedaży.

Na tym tle pewną ekstrawagancją może się już wydać postulat publikowania i regularnego aktualizowania materiałów kompendialnych, które rzetelnie opisując różne aspekty rzeczywistości, stanowiłyby łącznie swoiste SUPERKOMPENDIUM, znakomicie uzupełniające, a nawet wręcz zastępujące, coraz kosztowniejsze i mające ze względów ekonomicznych coraz mniejszy zasięg słowo drukowane - wystarczy tu przecież porównać przeciętny, kilkutysięczny nakład publikacji papierowej z co najmniej milionem osób mających dzisiaj w Polsce dostęp do Internetu. Szczególnie wdzięcznym odbiorcą takiej informacji będą w niedalekiej przyszłości miliony uczniów i studentów, a także liczne środowiska zawodowe, żądające szybkiej informacji o nowych zdarzeniach, zjawiskach i pojęciach.

Nie tłumaczy takiej postawy kręgów akademickich nadmiar pracy, codzienne zabieganie, brak środków finansowych w polskich ośrodkach naukowych i powszechna konieczność dorabiania do żenująco niskich pensji. Tradycyjny uczelniany powielacz z minionych szczęśliwie czasów najlepszego z możliwych ustrojów może być z powodzeniem zastąpiony przez nieskończenie bardziej efektywny Internet, ale najwyraźniej brakuje woli i dostatecznego zrozumienia informacyjnych potrzeb nowoczesnego społeczeństwa. Dystans dzielący nasz kraj od światowych standardów technicznych radykalnie zmalał, ale zapóźnienie w efektywnym ich wykorzystaniu jest wciąż dramatyczne.

Główna teza mojego głosu sprowadza się do następującego stwierdzenia: polska inteligencja ma do spełnienia misję, jaką jest zbudowanie zrębów społeczeństwa informacyjnego. Świadomość tej potrzeby jest w różnym stopniu zakorzeniona, ale najważniejsze jest przełożenie jej na zorganizowaną i systematyczną pracę, której nie mogą zastąpić doraźne wysiłki pojedynczych entuzjastów. Internet stanowi pierwszą w dziejach i niepowtarzalną w swojej omnipotencji sposobność upowszechniania informacji. Świat akademicki, ze względu na swoje kompetencje, ma tu do spełnienia największą rolę i widzę go jako siły główne, które wesprą harcowników, odpowiadając na Wielkie Wspólne Wyzwanie.